Otóż 3 lata temu stałem się szczęśliwym inaczej posiadaczem iPlusa. Niestety w moim miejscu zamieszkania internet tego typu był w sumie jedyną możliwością. Tragedia. Była to umowa z abonamentem 60 zł, limit transmisji danych wynoszący 1 gb doprowadzał mnie do szewkiej pasji- 3,8kB to prędkość, przez którą na widok gdziekolwiek trójki i ósemki blisko siebie, reaguje jak byk na czerwoną płachtę. Nie to, żeby bez niego było super szybciej- w mojej okolicy wyciągałem maks 20kB. No ale to zawsze lepsze.
Wraz z przedłużeniem umowy po dwóch latach, z rabatem -50% stała się dziwna rzecz. Nagle limit transmisji danych... znikł. Chociaż nic o tym nie było i teoretycznie posiadałem nadal "łańcuch" o długości 1gb, to mogłem ściągać śmiało i z 10- nic się nie działo. Nie ukrywam, że byłem tym faktem niezwykle uradowany. Oczywiście żadnych reklamacji z tego powodu nie zgłaszałem

Niestety, ta fajna umowa się skończyła, ojciec (na którego jest całość podpisana) dał się konsultantowi wpuścić w maliny i tym razem przedłużył z rabatem jedynie -25%, co jednak zmartwiło mnie dużo bardziej- magiczny brak limitu tak jak nagle się pojawił, z podpisaniem znikł i teraz mam ten cholerny limick, 3gb jak się teraz okazało.
Tu moje pytanie- jak to się stało, że żadnego limitu przez rok czasu nie miałem? Czy ktoś miał coś podobnego? I btw. co mnie najbardziej interesuje- jak myślicie, warto spróbować, zadzwonić z pretensjami i udać "głupka" argumentując "przez rok czasu net chodził szybko, dlaczego po przedłużeniu umowy dostałem gorsze warunki? O niczym takim nie było mowy!"? xD